Film "Prime Time" z Bartoszem Bielenią w roli głównej to produkcja Netflixa, która miała olbrzymi potencjał. Niestety, jak często w przypadku tak głośno reklamowanych projektów, nie spełnia on pokładanych w nim oczekiwań. Recenzenci wskazują na płytką fabułę, niewykorzystany potencjał obsady oraz ogólne rozczarowanie tym, co zaoferował reżyser Jakub Piątek.
Oczekiwania a rzeczywistość
Film "Prime Time" z Bartoszem Bielenią w roli głównej był jedną z najgłośniej zapowiadanych polskich produkcji Netflixa. Reżyser Jakub Piątek stworzył historię opartą na prawdziwych wydarzeniach z sylwestrowej nocy 1999 roku. W rolach głównych obsadził popularnych aktorów - Bartosza Bielenię i Magdalenę Popławską. Film został pokazany na festiwalu w Sundance, a jego zwiastuny obiecywały wciągającą fabułę i mocne emocje.
Niestety, jak często bywa w przypadku głośno reklamowanych produkcji, finalny efekt nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Krytycy zgodnie orzekli, że "Prime Time" rozczarowuje i nie wykorzystuje w pełni potencjału, jaki dawały założenia i obsada filmu.
Niedopracowany scenariusz
Jednym z głównych zarzutów pod adresem "Prime Time'u" jest niedopracowany scenariusz. Akcja została poprowadzona schematycznie, bez głębszego wejścia w psychikę bohaterów i analizy ich motywacji. Brakuje wciągających zwrotów akcji i budowania napięcia. Sceny, które miały poruszyć widza, trącą schematem i pozostawiają obojętnym.
Film nie wybrzmiewa też jako głębszy komentarz społeczny do realiów schyłku XX wieku, choć mógłby z powodzeniem to robić. Niedopracowany scenariusz i poprowadzenie akcji sprawiają, że produkcja pozostaje dość płytka.
Niewykorzystany potencjał aktorów
Mocną stroną filmu jest z pewnością obsada z Bartoszem Bielenią i Magdaleną Popławską na czele. Aktorzy ci zyskują coraz większą popularność i uznanie w branży. Niestety, w przypadku "Prime Time'u" ich talent i charyzma zostały zaprzepaszczone przez scenariusz, który nie pozwolił im błysnąć.
Zarówno Bielenia, jak i Popławska starają się jak mogą "wyciągnąć" film, jednak ogranicza ich kiepska fabuła i brak okazji do pokazania pełni aktorskich możliwości. Szkoda, bo produkcja mogła zyskać dzięki tym aktorom znacznie więcej.
Pustka zamiast głębi
Reżyser Jakub Piątek próbuje nadać swojemu filmowi charakter thrillera z elementami dramatu psychologicznego. Niestety, próba połączenia tych konwencji wypada blado - zarówno w wątkach sensacyjnych, jak i psychologicznych brakuje głębi.
Akcja toczy się zbyt powierzchownie, by poruszyć widza, a motywy bohaterów pozostają nie do końca jasne. Produkcja, która na papierze zapowiadała się intrygująco, okazała się na ekranie pozbawiona wyrazu.
Film można nazwać "pustym" - pozbawionym głębszych emocji i poruszających scen. Robi wrażenie jedynie pojedynczymi elementami, nie tworząc spójnej całości.
Rozczarowanie zamiast satysfakcji
"Prime Time" dużo obiecywał już na etapie zapowiedzi i początkowych scen. Niestety, im dalej w las, tym bardziej film okazuje się rozczarowujący i pozbawiony polotu. Zamiast satysfakcji z obejrzenia wciągającej produkcji, widz odnosi wrażenie zmarnowanego potencjału i niespełnionych obietnic.
Trudno oprzeć się refleksji, że przy lepszym scenariuszu i reżyserii, mając do dyspozycji tak świetnych aktorów, dało się z tej historii wycisnąć znacznie więcej. I to jest sedno największego rozczarowania "Prime Time'em".
Czytaj więcej: Recenzja filmu Diuna - Pokusy losu - Filmweb
Obietnice kontra efekt końcowy
Podsumowując, największą wadą filmu "Prime Time" Jakuba Piątka jest niespełnienie obietnic, jakie składał on już na etapie promocji. Zarówno zwiastuny, jak i wypowiedzi twórców zapowiadały poruszającą opartą na faktach opowieść z mocną obsadą aktorską.
Tymczasem widzowie otrzymali produkcję dość przeciętną, z niedopracowanym scenariuszem, który nie pozwolił rozwinąć skrzydeł utalentowanej obsadzie. Brak głębi fabuły i płytka narracja sprawiły, że seans okazał się rozczarowaniem.
Szkoda, bo potencjał tkwiący w historii i aktorach dawał nadzieję na o wiele ciekawszy film. Być może gdyby nie tak głośne i wysokie zapowiedzi ze strony twórców, odbiór "Prime Time’u" nie byłby aż tak surowy. Ale niestety - tym razem oczekiwania zdecydowanie nie spotkały się z rzeczywistością.
Podsumowanie
Film "Prime Time" z Bartoszem Bielenią w roli głównej wzbudził spore oczekiwania, które niestety nie zostały spełnione. Produkcja Netflixa okazała się rozczarowaniem - zarówno pod względem scenariusza, jak i reżyserii oraz wykorzystania potencjału świetnej obsady aktorskiej.
Krytycy zgodnie orzekają, że największą bolączką filmu jest niedopracowana fabuła. Brak wciągających zwrotów akcji, płytka psychologia postaci i schematyczne prowadzenie scen sprawiają, że seans pozostawia widza obojętnym.
Szkoda, bo mając do dyspozycji tak utalentowanych aktorów jak Bielenia i Popławska, twórcy mogli stworzyć znacznie ciekawszą i poruszającą produkcję. Tymczasem ich talent i charyzma zostały zaprzepaszczone przez kiepski scenariusz.
Podsumowując - "Prime Time" to zmarnowana szansa na dobry thriller z elementami dramatu. Zamiast obiecywanych emocji i napięcia, widzowie otrzymali produkcję dość przeciętną i pozbawioną głębi. I to właśnie rozczarowanie niespełnionymi obietnicami jest sednem największych zarzutów wobec tego filmu.